Zapraszamy serdecznie do przeczytania, wyróżnionej przez Ośrodek Hospicjum Domowe, pracy naszej uczennicy - Julki Gorol :-)
Weźcie
głęboki oddech, bo na początku chcę wam kogoś przedstawić.
Panie i Panowie, Chłopcy i Dziewczęta – oto jego mordercza
wysokość Głód!
Choć pewnie już go wcześniej poznaliście,
na pewno kiedyś zajrzał wam w oczy, może to wasz stary znajomy.
Jest bliskim przyjacielem wielu ludzi, towarzyszy milionom od
pierwszych dni aż do kresu życia. Znajomość z panem Głodem nie
ma żadnych zasad, walka z nim o przetrwanie trwa bezustannie, a
każdy dzień może okazać się końcem. A jakie bywają końce?
Różne – raz zwycięskie, a raz przegrane. Bo z jego wysokością
wygrać można setki razy, ale przegrać jedynie raz.
Przerażają
statystyki przedstawiające, ile ludzi przegrało. Przyprawiają o
dreszcze informacje o tym, jak wielu codziennie toczy walkę.
Mieszkańców ziemi, którzy cierpią z powodu nędzy jest
przerażająco dużo. Ale są na tym świecie także miejsca, gdzie
stoły uginają się od potraw, a głód jest obecny mimo to.
Gdzie
nie czeka się na rozmnożenie chleba, tylko na rozmnożenie miłości.
Bo ona jest właśnie tym, czego w naszym świecie ludzie łakną
bardziej od chleba, tym za czym uganiamy się przez całe życie i
czego rozpaczliwie szukamy.
Skutkiem
niedożywienia może być osłabienie organizmu, wiele chorób
spowodowanych niedoborem ważnych składników odżywczych, nadmierna
utrata wagi. A co może być skutkiem braku miłości? Takie życie
jest największym męczeństwem. Rozejrzyjmy się wokół. Spójrzmy
na swoich znajomych, sąsiadów, rodzinę. Każdy ma swój własny
głód. Może to być samotność, brak nadziei
czy akceptacji,
rozpacz. Choroby fizyczne wywołane niedożywieniem możemy zwalczać
dzięki zabiegom lekarskim lub stosując różne leki. A na udręki
naszych serc istnieje tylko jedno lekarstwo – miłość. Bo
wszystko sprowadza się właśnie do niej.
W
afrykańskich krajach ludzie „oddają się” w zamian za jedzenie.
Ale są też tacy, którzy tak postępują, bo po prostu
rozpaczliwie pragną miłości i mają nadzieję, że dzięki temu ją
otrzymają. Pomyślmy teraz o spotkaniu Jezusa
z Samarytanką
(Ewangelia według św. Jana rozdział 4, wersety 1-41). Ta kobieta
nie chce być sama i nie potrafi być z kimś. Ona po prostu płonie
z pragnienia miłości, które mimo tego, że ma pięciu mężów
wciąż jest nienasycone. Nie zaspokoił tego głodu żaden z
mężczyzn w jej życiu, ponieważ oni sami są zgłodniali. To tak
jakby głód natrafiał na kolejny głód. Aż w końcu spotyka
Jezusa, który miłością jest wprost przesiąknięty.
I w życiu
absolutnie każdego zdarza się taki moment, jaki przeżyła w pewne
gorące południe ta kobieta z Samarii, gdy udała się po wodę do
studni.
Skoro to
się przydarza każdemu, to dlaczego dalej tak wielu cierpi z powodu
braku miłości? Niestety, często się zdarza, że ten moment
przegapiamy. Nie mam zamiaru głosić moralizujących tekstów ani
nikogo pouczać. Zamiast mędrkować
i filozofować po prostu
przyznam się, że ja prawie przegapiłam ten moment. Chyba każdy
człowiek doświadczył braku miłości. Ja też. Ale Bóg pewnego
dnia się do mnie uśmiechnął i wtedy miłość wszystko mi
wyjaśniła – całe moje cierpienie i pustkę. I zrozumiałam, że
właśnie na miłości powinno opierać się nasze życie. Bo inni
nie pragną naszej ogromnej wiary czy mądrości
tak bardzo, jak
pragną on nas tylko jednego – miłości. Dlatego najlepsze, co
można zrobić ze swoim życiem to kochać.
Odkąd moja
mama nauczyła mnie literować słowo „miłość” już nigdy go
nie zapomniałam. Mimo że uświadomienie sobie, co tak naprawdę
znaczy zajęło
mi wiele lat. A jeszcze piękniejsze okazało się
zrozumienie, że najwspanialsze
jest dawanie miłości i
dzielenie się. Dając zostałam obficie obdarowana. Znacznie
bardziej niż się spodziewałam. I zostałam rozłożona na łopatki.
Przez miłość.
Niewątpliwie
pusty żołądek jest wielkim dramatem, lecz większą tragedią jest
pustka w sercu. Nawet jeśli na stołach panuje nadmiar potraw.
Cierpienie z powodu braku miłości pokazuje, że jesteśmy sobie nie
tylko dani, ale także zadani. Bo nawet
gdy jest ból, smutek,
rozpacz, samotność, tęsknota nie ma takiej sytuacji, w której
miłość nie miałaby czegoś do powiedzenia. Bo miłość wszystko
czyni nadobnym, przenosi góry, przekracza wszelkie granice i
rozłupuje skały.
Kiedyś
przeczytałam, że Matka Teresa powiedziała pewnemu reporterowi,
że
ludzie bardziej pragną docenienia i miłości niż chleba. Mężczyzna
dopiero
po czasie zrozumiał, że miała rację i chętnie
oddałby chleb w zamian za miłość.
Ja też.