RADCA PRAWNY TOMASZ
KUCHARSKI
- · Jest absolwentem ZS nr 1 im. A. Mickiewicza w Lublińcu.
- · Ukończył studia doktoranckie na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
- · Prowadzi ćwiczenia i wykłady na wyższych uczelniach w tym: Akademii Polonijnej w Częstochowie, Akademii im. J. Długosza w Częstochowie, Wyższej Szkole Zarządzania i Administracji w Opolu.
- · Jest autorem i współautorem wielu publikacji prawa administracyjnego materialnego i procesowego.
Dziennikarze "Strefy" nie omieszkali zadać paru pytań naszemu absolwentowi, który spieszył się już na wokandę.
E.K.*: Panie mecenasie, dlaczego wybrał Pan prawo?
T.K.: Powiem tak. Prawo jest dziedziną faktyczną, ale miałem dylematy, bo z jednej strony moje serce, moja dusza związana jest z artyzmem. Z drugiej strony ta druga moja osoba mówi mi, że należy twardo stąpać po ziemi. Czyli fakt, argumentacja, przełożenie tego na słowo, a poniekąd jeszcze jedna rzecz. Nie chciałem być sędzią, nie chciałem być prokuratorem. Chciałem być radcą prawnym albo adwokatem, bo chciałem pomagać ludziom. Praca doktorska, dydaktyka, nauka, badanie przedmiotu sprawy wiąże się między innymi z prawem administracyjnym, a dokładnie z gałęziami pomocy społecznej. Z gałęziami ukierunkowanymi na podmiot, na człowieka, na jego egzystencję i ewentualnie umiejętność jak największej pomocy prawnej, dlatego, w ramach prac w stowarzyszeniu, prowadzę porady pro bono raz na dwa tygodnie dla mieszkańców, którzy nie są w stanie, z uwagi na sytuację materialną, pójść do prawnika i uzyskać tej pomocy prawnej odpłatnej.
E.K.: Jest Pan absolwentem naszej szkoły. Czy zatem ma Pan jakieś szczególne wspomnienia związane z naszą szkołą?
T.K.: Bardzo wiele. To przede wszystkim te wyjazdy do teatru w Krakowie, oczywiście Teatru Starego. Poznanie, czasami nawet osobiście, elity aktorów, ale podkreślam Aktorów – naprawdę przez te duże „A”. Już ich nie ma. W większości odeszli. Naprawdę to było widać – ta magia teatru, magia słowa, umiejętność przełożenia tego. Powiem tak. Jednym z przedmiotów na studiach wokalno-aktorskich jest dykcja. Poszedłem na tą dykcję. Dorwał mnie taki profesor (śp. już teraz), aktor teatru ze Lwowa, który przyjechał do Katowic. Starszy człowiek, wąsaty, ale pięknie mówił. Ja zacząłem coś tam mówić, czytać. On załamał ręce i mówi: „Pan ma głos, ale Pan nie ma słowa. Jak można tak chwaścić język polski?”. Ten akcent, to przełożenie. Ja teraz nawet nie potrafię się tym posługiwać, bo nad tym się pracuje latami. Są ćwiczenia. Trzeba to wszystko rozruszać. Przedłużeniem mowy jest śpiew. Kto dobrze mówi, ten będzie co do zasady dobrze śpiewał. Tylko, żeby słyszał. Jeżeli nie ma dobrej mowy, nie ma też śpiewu. No i tak przez te parę lat tłukł mi do głowy tysiące razy powtarzania ćwiczeń przed lustrem. Te wszystkie pozy, które są widoczne, jak u śpiewaka operowego, też biorą się z tych ćwiczeń. My mówimy „na masce”, czyli na twarzy, albo na rejestrze piersiowym, czyli na klatce.
P**: Jest Pan radcą prawnym i w związku z tym ma Pan obowiązek dochować tajemnicy zawodowej. Czy zawsze musi Pan działać na korzyść swojego klienta, nawet, gdy on wyjawi Panu, iż tak naprawdę jest winny, choć nie ma na to wystarczających dowodów?
T.K.: Powiem tak. Jestem radcą prawnym, więc nie param się w prawie karnym. Wskazuje Pan tutaj na linię adwokata, czyli pomocnika oskarżonego, ale co do zasady, to wyrażę się w taki sposób – najważniejszy jest interes klienta. Muszę wszystko przedstawić w taki, a nie inny sposób (oczywiście nie kłamać), przedstawić taką siłę argumentów i siłę przepisów, aby ten klient otrzymał najbardziej korzystny dla niego i uczciwy wyrok. Nie mogę pozwolić sobie na to, żeby zaniedbać, żeby w nienależyty sposób prowadzić jego sprawę.
* Wywiad przeprowadziła Ewa Kania.
** Pytanie zadane przez publiczność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.