No to jedziemy!
Chyba każdy z nas, niezależnie od rodzaju muzyki, której słucha, miał kiedyś ochotę wybrać się na koncert. Wraz z nadejściem wiosny rozpoczął się czas koncertów plenerowych. Warto zwrócić uwagę na to, co się działo i co jeszcze przed nami. Dziś o wydarzeniu minionym, ale już niebawem o muzycznych rewelacjach nadchodzącego lata.
Chyba każdy z nas, niezależnie od rodzaju muzyki, której słucha, miał kiedyś ochotę wybrać się na koncert. Wraz z nadejściem wiosny rozpoczął się czas koncertów plenerowych. Warto zwrócić uwagę na to, co się działo i co jeszcze przed nami. Dziś o wydarzeniu minionym, ale już niebawem o muzycznych rewelacjach nadchodzącego lata.
Muzyczna majówka we Wrocławiu
Nie lada gratka dla
miłośników polskiej rockowej sceny muzycznej. W pierwsze dni maja, na wrocławską Wyspę Słodową, przybyło
około dziesięć tysięcy osób. Jeżeli
chodzi o line-up - organizatorzy rozczarowali. Imprezę- już o godzinie trzynastej - otworzył Hunter. Po mimo tak wczesnej pory, publiczność przybyła licznie i
nie zawiodła. Kolejną gwiazdą było Power
of Trinity, zespół słynący z przeboju „Chodź
ze mną” . Później zagrała Coma,
która gościła tu również rok temu. Pomimo ,iż jest to zespół, który spotyka się
ze skrajnymi opiniami, jego fani bawili się świetnie a frekwencja była naprawdę wysoka. Tuż po Comie na scenie zobaczyliśmy Brodkę, dającą tu show kolejny
rok z rzędu. Zaraz po niej wrocławska widownia przywitała Strachy na Lachy. Bawiła się znakomicie. Wszyscy odśpiewali takie
hity, jak: „Piła tango”, „Czarny chleb i czarna kawa” czy „Raissa”. Ciarki już przechodziły po plecach a moment kulminacyjny
był dopiero przed nami! Pierwsze rzędy
były zajęte przez najwierniejszych fanów.
Wszyscy domagali się krzykiem kapeli. Ostatnia gwiazda pierwszego dnia
majówki pojawiła się przed naszymi oczami. Zespół Kult zaczął i zakończył koncert w wielkim stylu.
Drugi dzień
rozpoczął Buldog, formacja
zaprzyjaźniona z Kultem. Po niej Luxtorpeda pokazała jak można zawojować
scenę i wspólnie z publicznością zrobić wielkie widowisko. Klimaty trochę się zmieniły, gdy zagrała
następna gwiazda – Vavamuffin. Reggae
każdego pozytywnie nastroiło, wypierając dotychczas towarzyszące nam pogo.
Nadszedł czas na Jezus Maria Peszek.
Artystka, jak zwykle, zdumiewała swoim kontrowersyjnym występem oraz wyglądem.
Słońce zaszło a my witaliśmy Happysad,
który dostarczył nam niezapomnianych wrażeń. Miłym zakończeniem festiwalu był
koncert zespołu Dżem.
Mimo ciągle
padającego deszczu oraz „nieporozumienia” w line-up’ie atmosfera się nie
popsuła a tłum udowodnił, że nie straszne mu wszelkie przeciwności losu. Bitwa
dobiegła końca a do wyjścia kierowali się „ranni” lub na „wpół - polegli
żołnierze”. Szykujcie się na kolejne koncerty! Enjoy
Oliwia
Skindzier
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.